Piątek, wieczór. Wtedy zazwyczaj Ewa jest na imprezie u swojego chłopaka. Dzisiaj jednak oboje próbują opanować łzy.
Ewa' P.O.V
Dobrze, że Wojtek jest dzisiaj ze mną. Gdyby nie jego obecność pewnie leżałabym w łóżku cały dzień.
- Myszko, o czym myślisz? - usłyszałam z drzwi.
- Zastanawiam się jak spakować wszystkie swoje rzeczy.. - zażartowałam patrząc w podłogę.
Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł do kuchni. Postawił dwa kubki z gorącą czekoladą i talerz z ciasteczkami na biurku. Klęcząc na podłodze spojrzałam na niego. Musiałam wyjeżdżać. Było mi ciężko kiedy mu o tym mówiłam. Zaakceptował to. On był mugolem i znał moje magiczne możliwości. Rzuciłam wzrokiem na Demetrię. Zawsze kiedy na nią patrzę, myślę o Nim.
- Użyj jakiegoś zaklęcia to się pomieścisz w jednej walizce. - poczochrał moją burzę włosów i pomógł mi wstać.
- Wiesz dobrze, że nie wolno mi czarować poza szkołą. - połaskotałam go po żebrach.
- Chodź, rozgrzejemy się czekoladą. A potem pomyślimy jak zmieścić twoje rzeczy. - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło.
- Ja powinnam pomyśleć nad jakimś zaklęciem odstraszającym. Nie chcę, żeby jakąś zazdrośnica dobrała mi się do ukochanego. - rzuciłam siadając na parapecie.
- O to nie musisz się martwić. - podał mi kubek i usiadł naprzeciw mnie.
Miałam się o co martwić. Wojtek to siatkarz popularnej drużyny młodzików. Był kapitanem, wysportowany, przystojny z brązowymi włosami do ramion. Ideał. Nie raz widziałam na meczach jak fanki się do niego wdzięczyły. Ile to razy o mało nie rzuciłam w nie zaklęciem.
Wojtek' P.O.V.
Kiedy Ewcia powiedziała mi o tym, że zmienia szkołę, chciałem krzyczeć. Bałem się. Ba! Nadal się boję, że mogę ją stracić. Kiedy wróciłem z kuchni widziałem, że miała ochotę rzucić walizką o ścianę. W tych ostatnich dniach staram się robić wszystko, by je dobrze wspominała w Hogwarcie.
- Mam nadzieję, że twoja mama nie wystraszył się mojej sowy. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Przecież wie jak wygląda Demetria. - przypomniałem jej.
Mój ojciec nie rozumiał jak można o oswoić sowę. Ja też tego nie rozumiem, ale przecież to zwierzę z magicznego świata. Tam wszystko jest możliwe.
Usłyszeliśmy trzepot skrzydeł.
- Oho! Ktoś chce rozprostować skrzydełka. - powiedziała z ekscytacją w głosie Ewa i machnęła palcami.
Ledwo się obejrzałem a między nami siedziała już Demetria. To była piękna, brązowa sowa. Oczy miała szare, dlatego Ewa śmiała się, że jesteśmy zaginionym rodzeństwem. Uwielbiałem jej śmiech kiedy przedrzeźniałem się z jej sówka.
Po dwóch godzinach pakowania najpotrzebniejszych rzeczy, spędzili resztę wieczoru na oglądaniu "Alladyna".
Około północy Ewa zamknęła Demetrię i razem z ukochanym poszli spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz